Kontakt

Kontakt:
Jeśli masz pytania napisz do mnie :)
bella.emigrantka@gmail.com


28 listopada 2012

Dlaczego Japonki tak wolno się starzeją? cz.1

Czy rzuciło wam się w oczy, że Azjatki często wyglądają młodziej od swoich europejskich/amerykańskich rówieśniczek? Z tego co wiem w Niemczech przeprowadzono nawet jakieś badania, w których porównywano proces starzenia się u Niemek i Japonek z tej samej grupy wiekowej. Dlaczego akurat Japonek, a nie np. Malajek? Ponieważ Japonek żyje w Niemczech całkiem sporo (ja najwięcej spotkałam do tej pory w Düsseldorfie) :) Niestety nie mogę zalinkować wam strony, na której czytałam o tych testach, bo było to dosyć dawno temu i szczerze mówiąc już jej nie pamiętam :P Ale liczę, że uwierzycie mi na słowo ;) Ja nie potrzebuję żadnych testów na dowód, że Japonki na długo zachowują młodość; widać to na pierwszy rzut oka ;)

W czym tkwi ich sekret? Niektórzy mówią, że to geny. Nie można całkiem tego wykluczyć. Podobno Azjaci zawdzięczają trochę innemu układowi kości twarzy to, że mają mniej zmarszczek niż my. To może być istotnym powodem, ale zdecydowanie nie w tym tkwi ich sekret :)

Japonki wiedzą jak dbać o swoją skórę i w dużym stopniu zawdzięczają młody wygląd właściwej pielęgnacji, dopracowanej w każdym calu ochronie przed promieniowaniem UV i zdrowemu odżywianiu . Ameryki nie odkryję stwierdzając też, że jesteśmy tym co jemy ;) A japońska kuchnia jest bardzo zdrowa, co na 100% w jakimś stopniu przekłada się na młody wygląd Japonek. Jestem pewna, że w ich diecie nie brakuje antyoksydantów, za to w innych częściach świata często występują poważne niedobory przeciwutleniaczy. Już sama uwielbiana w Japonii zielona herbata jest prawdziwą antyoksydacyjną bombą (biała herbata również) nie dającą wolnym rodnikom najmniejszych szans, a Japonki wcale na tym nie poprzestają ;) Niektóre posiłkują się suplementami diety zawierającymi dodatkowe antyoksydanty, a większość sięga także po kosmetyki, które są w nie bogate. Skóra pielęgnowana od wewnątrz i od zewnątrz na pewno kiedyś się nam za to odwdzięczy :) Dlatego gorąco polecam kremy i maseczki m.in. z ekstraktami z acai, aceroli, granatu, zielonej i białej herbaty, koenzymem Q10, witaminami A, C i E. Im wcześniej zaczyna się chronić skórę przed wolnymi rodnikami, tym lepsze efekty można osiągnąć.

Moi prywatni pogromcy utleniaczy (krem Oriflame z acai i granatem, Plusssz Lady i biała herbata Irving) :




Przepraszam, że nie zagłębiłam się bardziej w temat, ale muszę wracać do książek. Zapraszam jednak na część drugą jeszcze w tym tygodniu! :)

Miłego wieczoru :*

26 listopada 2012

Japońskie inspiracje w moim domu

Zaczął się drugi tydzień projektu ‘Zainspiruj się Orientem’ u Domi. U niej znajdziecie wszystkie potrzebne informacje dotyczące projektu, podsumowanie zeszłego tygodnia i kilka wskazówek co do motta na ten tydzień: Klik

Tym razem przenosimy się do Japonii. Żałuję, że nie mogę pokazać wam pasującej stylizacji, ale moje 2 kimona po przeprowadzce do Berlina wylądowały u rodziców ;) Może da się to w przyszłości nadrobić ;)
W zamian chciałabym pokazać wam kilka fotek z mojego mieszkania. Mój chłopak i ja postawiliśmy na lekko azjatycki wystrój, więc bez japońskich elementów nie mogło się obejść. (Ale konkretnie będzie o czym opowiadać dopiero za tydzień, kiedy tematem będzie Tajlandia! :D Nie mogę się doczekać! )






Jak inspirować się Japonią to na całego! Polecam zwłaszcza japońską kuchnię, która należy do najzdrowszych na świecie, co z kolei przekłada się na długość życia i nasz wygląd. To kilka fotek naszego dzisiejszego sushi :)
 

 
Miłego wieczoru :*

25 listopada 2012

Listopadowi ulubieńcy :)

Pogoda nie dopisuje, zrobiło się zimno i mgliście. Ale na szczęście kilka kosmetyków uprzyjemniło mi ostatnie tygodnie ;) Oto one- ulubieńcy tego miesiąca:

1)     -20˚C Protect Hands firmy Farmona. Krem zawiera masło shea, ekstrakt z nagietka witaminę E i AntiFrost System. Na opakowaniu jest napisane, że daje on ‘efekt ochronnych rękawiczek’. Miałam go jednak już zimą zeszłego roku i wiem, że bez prawdziwych rękawiczek się nie obejdzie :D Mimo wszystko krem zapewnia moim dłoniom dodatkową ochronę, bez niego już teraz byłyby w bardzo kiepskim stanie, a zimą mogłoby być tylko gorzej. Poza tym skóra na dłoniach niestety szybko się starzeje, a wyżej wspomniana witamina E pomaga zapobiegać nieszczęsnym skutkom tego procesu. Jak wiadomo lepiej zapobiegać niż leczyć :) Dodatkowo mam wrażenie, że w przy używaniu tego kremu wzmacniają mi się paznokcie.  



2)     Gliss Kur Ultimate Repair- odżywka ekspresowa w piance(bez spłukiwania). Kupiłam ją jakiś czas temu w promocji, choć nie byłam całkiem przekonana. Ale okazało się, że to miłość od pierwszego użycia :P Odżywka po wyciśnięciu ma konsystencję pianki. Wyjątkowo łatwo równomiernie rozprowadzić ją na włosach. Stosuję ją po nawilżających maskach lub odżywkach do spłukiwania i sprawdza się świetnie. Włosy są błyszczące i wyglądają zdrowo :)
 
3)     Olejek eukaliptusowy do kąpieli na przeziębienie Arzneibad Erkältung mit Eucalyptus AB firmy Medicazin. Używam go kiedy jestem przeziębiona lub czuję się niewyraźnie. Odrobina olejku wystarczy, żeby cała łazienka przyjemnie pachniała, w dodatku faktycznie pomaga mi przy przeziębieniu! Podsumowując – idealny kosmetyk na okres jesienno-zimowy :)
 
 
 
4)     Płyn Colgate Max White One. Piję dużo herbaty i moje zęby (nawet z natury niezbyt białe) szybko się przebarwiają. Ostatnio próbowałam różnych past, ale żadna nie dawała zauważalnych efektów, dlatego zdecydowałam się na ten płyn i nie zawiodłam się ;) Nadal nie mam hollywoodzkiego uśmiechu, ale po zużyciu opakowania moje zęby są o 1-2 odcienie jaśniejsze, mimo, że w tym czasie myłam je jakąś zwyczajną, taniutką pastą :) Na 100% kupię kolejne opakowanie.
 
 

5)     Pomadka Labello Vitamin Shake żurawina & malina z witaminami C i E oraz prowitaminą B5. Kupiłam ją kiedyś, bo miałam taką zachciankę , użyłam kilka razy i porzuciłam na rzecz błyszczyka :D Od jakiegoś czasu miałam suche i popękane usta i dzięki niej doprowadziłam je do porządku o wiele szybciej niż myślałam; do tego wspaniale pachnie. Zasłużyła na tytuł ulubieńca listopada :)
 

Pozdrawiam :*

 

 

23 listopada 2012

Cała masa nowych nabytków kosmetycznych :D





Niedawno wróciłam z pokazu Oriflame, organizowanego przez moją kuzynkę, która jest konsultantką i jej szefową. Jestem padnięta, w pociągu prawie przegapiłam moją stację, ale na 101% było warto! Była grupa sympatycznych dziewczyn, z którymi po krótkiej prezentacji robiłyśmy sobie makijaże kosmetykami Oriflame. Miałyśmy niesamowity wybór, każda mogła znaleźć coś dla siebie i poeksperymentować. Mój makijaż zebrał sporo komplementów, co baaardzo poprawiło mi humor. Wrzuciłabym jakieś fotki, ale po przejechaniu całej tej drogi do Berlina jestem ewidentnie nie w formie, więc oszczędzę wam takich widoków :P

To kosmetyki, które zamówiłam już jakiś czas temu (krem na dzień i na noc- acai i granat i tonik jagodowo-lawendowy). Niestety nie widziałam się z kuzynką i nie miałam jak ich odebrać, ale teraz wreszcie mogę brać się do testowania i naskrobać dla was kilka recenzji :) Już nie mogę się doczekać tych antyoksydantów na mojej buźce ;)




Za pomoc przy organizacji pokazu dostałam kilka niespodziewanek (yupiiiiii!!!)  ;) O nich też pewnie niedługo u mnie przeczytacie. Oto one--> żel pod prysznic, krem do twarzy i błyszczyk:

 

A to prezent urodzinowy od mojej przyjaciółki. Z prawie miesięcznym wyprzedzeniem! Ale przecież limitki Essence nie trafiają się codziennie ;) Kiedy zobaczyłam ten prezent oczy wyszły mi na wierzch! :P Kocham Zmierzch! ^^


 
Dobranoc :*

20 listopada 2012

Zainspiruj się orientem- Egipt cz.2

Brakuje mi czasu na wykonanie makijażu z prawdziwego zdarzenia, dlatego postawiłam na coś innego- pielęgnację w stylu egipskim  :) Szczerze mówiąc nie jestem specjalistką od make upu i na twarzy mogę sobie strzelić nie Kleopatrę, a szaleńcze hieroglify, więc może pozostanę przy tym co mnie najbardziej kręci- przy dbaniu o twarz :D W końcu ona będzie ze mną do końca życia, więc nie powinnam dawać jej w kość (żeby za kilka lat nie wyglądała jak papirus wyjęty egipskiemu kotu z gardła :D Wtedy nawet hieroglify mi już na niej nie wyjdą… )

Dlatego dzisiaj przedstawię wam maskę KLEOPATRA beauty deluxe firmy Schaebens!
 

Zawiera ona składniki, do których nie byłam całkiem przekonana- mleko klaczy i mleczko pszczele (jakoś dziwnie czułam się nakładając coś takiego na twarz, ale raz się żyje :P ). Mleczko to jest bogate w składniki odżywcze- białka, tłuszcze, węglowodany, witaminy i… AŻ 22 MINERAŁY, m.in. wapń, potas, magnes i cynk! Składnikiem, który mnie zdecydowanie nie odstraszył jest olejek migdałowy :) Lubię kosmetyki z jego dodatkiem, dosyć dobrze działają na moją skórę.
Plusem maseczki jest przyjemny zapach, niezbyt mocny, trochę jakby miodowy. Czułam go przez całe 15 minut, kiedy trzymałam ją na twarzy. Cena też jest przystępna- 50 centów za saszetkę. Dla idealnej cery poświęciłabym o wiele więcej :) A teraz najważniejsze, działanie! Moja skóra jest miękka i odżywiona, bez efektów specjalnych, ale i tak jestem zadowolona i wiem, że jeszcze wrócę do KLEOPATRY ;)

To niestety wszystko na dzisiaj, muszę się od czasu do czasu przecież jeszcze pouczyć ;) Trzymajcie się cieplutko! :)

19 listopada 2012

Zainspiruj się orientem- Egipt cz.1

Zaczął się projekt ‚Zainspiruj się orientem‘, w którym postanowiłam brać udział. Tematem tego tygodnia jest Egipt. Trudna sprawa biorąc pod uwagę, że w Egipcie nigdy nie byłam, piramid nie widziałam, żadnego Egipcjanina, którego mogłabym podpytać, w Berlinie nie znam, a to jak na kilka lat temu uważałam na lekcjach pozwolę sobie przemilczeć :D

Ale wystarczyło trochę poszperać w Internecie, chwilę się zastanowić i okazało się, że jest o czym pisać ;) Ja interesuję się kosmetykami na dobrą sprawę od kilku lat, a Egipcjanie? Od kilku tysięcy! Już na długo przed naszą erą stworzyli pierwsze perfumy. Może i Chanel to to nie był, ale jednak :P

Starożytni Egipcjanie przywiązywali dużą wagę do higieny- o słynnych kąpielach Kleopatry w mleku (swoją drogą podobno pochodziła nie z Egiptu, tylko z Grecji) słyszał chyba każdy. Stosowano również specyfiki składem przypominające znane obecnie mydła. Co więcej w wyższych warstwach społecznych popularne było zastępowanie swoich włosów peruką, prawdopodobnie za względu na wszy i innych nieproszonych gości. W starożytnym Egipcie higiena była wyjątkowo ważnym punktem. Niestety z Egipcjan nie brano przykładu w średniowiecznej Europie, ale to już inna historia ;) Mieszkańcom Egiptu właściwie nie można się dziwić- gorący, suchy klimat, palące słońce i wszechobecny piach i pył nie rozpieszczały skóry, więc trzeba było dbać o nią na wszystkie możliwe sposoby.
Niezaprzeczalnie jednak dla Egipcjan liczył się także wygląd...

 
...dlatego chętnie sięgali po różnego rodzaju ozdoby, wykonywali również makijaż (mężczyźni i kobiety). Używano m.in. pudrów bielących twarz, ponieważ jasna cera świadczyła o wysokim statusie społecznym. Dodatkowo podkreślano niebieskawe żyły na czole (na czole może i widocznych żył nie mam, ale np. na przedramionach tak i zawsze wszyscy się z tego śmiali, a tu proszę! Do tego jestem bardzo blada, więc w starożytnym Egipcie mogłabym startować w wyborach miss :P ) Opaleniznę uważano za prostacką- świadczyła o długotrwałej pracy na słońcu. Do radzenia sobie ze starzeniem się skóry (do którego w dużej mierze przyczynia się przecież promieniowanie UVA) stosowano prymitywne kremy np. na bazie oliwy.
Egipcjanie wykonywali też makijaż oczu przy pomocy kosmetyków tworzonych z malachitu (kamień o pięknej zielonej barwie) lub ołowiu. Chronił on oczy przed pyłem, silnym promieniowaniem słonecznym i bakteriami. Nie znalazłam niestety informacji o tym jak taki makijaż zmywano, a wydaje mi się to dosyć ważna kwestia- przecież to wszystko co nakładano na twarz razem z odrobiną pyłu, oliwy itp. nie zeszłoby tak łatwo! :D

To tyle tytułem wstępu. U mnie bez pogadanki się jak widać nie obędzie ;) Zapraszam na ciąg dalszy już niedługo :*

17 listopada 2012

Henna w domowym zaciszu ;)



 
 
Dzisiaj post o czymś baaardzo ważnym :) Henna na brwi i rzęsy to u mnie absolutny mus. ‘Wyblakła’ nie wyjdę z domu, mało tego- nie pokażę się nawet swojemu chomikowi, bo biedak wygryzłby dziurę w akwarium, żeby ode mnie zwiać. Mogę wyprowadzić się na drugi koniec świata, choćby były tam jadowite węże i kanibale, ale warunkiem jest, że będę miała stałe dostawy henny prosto z Rossmanna :P
 
Z natury mam całkowicie białe brwi, praktycznie niewidoczne, dlatego hennę robię bez przerwy od ponad 6 lat (to już chyba coś więcej niż uzależnienie :P ). Na początku chodziłam do kosmetyczki, bo bałam się, że sama nie zrobię sobie odpowiedniego kształtu, nie chciało mi się też kombinować z zamawianiem henny przez Internet. Niby mogłabym sobie to odpuścić i malować brwi np. kredką (wtedy każdy błąd dałoby się zaraz zmyć), ale co poradzę na to, że chciałam mieć brwi całodobowo, jak wszyscy normalni ludzie? :P Chciałam chodzić na basen i robić inne rzeczy bez zamartwiania się o makijaż :)

Kiedy pierwszy raz zobaczyłam hennę do samodzielnego wykonania w Rossmannie stwierdziłam, że zaryzykuję. Najpierw kupowałam taką do jednorazowego użycia (pudełeczko zawierające saszetkę z henną + saszetkę z aktywatorem), całkiem tanią; potem większy kartonik, który starczał mi na kilkanaście razy i cenowo wychodziłam na tym jeszcze lepiej ;) Niestety henna z większego opakowania utrzymywała się o wiele za krótko (nadal nie wiem dlaczego) i wróciłam do jednorazowej- HENNA tradycyjna firmy DELIA, kolor czarny. Teraz przez około 2-2,5 tygodnia mam brwi i rzęsy, z których jestem w 100% zadowolona :)

Hennę nakładałam wcześniej np. aplikatorem do cieni, teraz robię to tym co mam pod ręką- najczęściej patyczkiem do uszu ;) Idealny moment na taki zabieg jest przed kąpielą. Dzięki temu kolor zmywa się ze skóry, pozostaje przy tym bardzo intensywny na brwiach i rzęsach. Jestem z tej metody na tyle zadowolona, że do kosmetyczki już nie wrócę! Teraz mogę mieć tak ciemne brwi i rzęsy jak tylko chcę, w takim kształcie jaki mi się podoba, kiedy mam na to czas i ochotę i co ważne- za grosze:) Polecam wszystkim dziewczynom mającym w swoim odczuciu za jasne brwi lub rzęsy. Ja z mocno zaznaczoną oprawą oczu czuję się super ;)

16 listopada 2012

Premiera Twilight- Breaking dawn w Berlinie

Dzisiaj miałam zamiar pisać o czymś całkiem innym, ale dowiedziałam się o niemieckiej premierze ostatniej części Twilight! Dlatego jak tylko dosuszyłam moje świeżo pofarbowane włosy (‘smakowity jasny kasztan’ Loreala; definitywnie skończyłam z rudym po ponad 3 latach :P) poleciałam jak na skrzydłach pod kino na Postdamerplatz :) Byli tam fani z całej Europy, także wielu Polaków. Najwytrwalsi Twilight-maniacy czatowali tam już od wczoraj. Nie wiem jak wytrzymali przy tych temperaturach, ale jestem pełna podziwu dla ich wytrwałości. Moje palce po 2 godzinach totalnie odmawiały posłuszeństwa i ledwo strzelałam fotki. Mimo wszystko mam kilka dobrych ujęć! ;) Poza tym już nie mogę się doczekać kiedy wybierzemy się z moim chłopakiem do kina na ten film…

Kristen Stewart miała na sobie długą złotą sukienkę bez rękawów, wyszywaną cekinami; czarną skórzaną kurtkę (którą do zdjęć szybko zdjęła) i fantastyczne wysokie buty, którym niestety nie dałam rady dokładnie się przyjrzeć… :( Miała spięte w kucyk włosy i niezbyt rzucający się w oczy makijaż. Nawiasem mówiąc, nie jestem pewna, czy miała rajstopy, ale nawet jeśli to i tak musiała niesamowicie zmarznąć pozując do zdjęć, udzielając wywiadów i dając autografy. Panowie w garniturach i koszulach zapiętych pod samą szyję pewnie nie zmarzli aż tak :)

Najlepsze wrażenie zrobił na mnie, wcielający się w rolę Jacoba, Taylor Lautner. Udzielając wywiadu cały czas się uśmiechał i podkreślał jaką sympatią darzy Kristen i Roberta. Chyba też najdłużej ze wszystkich rozdawał autografy. Tak czy inaczej wydał mi się normalnym miłym chłopakiem, dla którego zachwyt fanek to nie szara codzienność, tylko nadal coś wyjątkowego :)
Kristen polubiłam kiedy kilka osób powiedziało mi, że czasami bardzo ją przypominam, no bo jak tu nie lubić kogoś podobnego do siebie? :P

Jakość zdjęć nie jest powalająca, ale mnie jako fankę Twilight i tak cieszą :P



 









 

Na premierze zjawiły się także osoby podkładające głos w niemieckiej wersji.



Nie wiem kim była ta pani, ale jej fantastyczne blond włosy rzuciły mi się w oczy :D Może jak mój ‘smakowity jasny kasztan’ mi się znudzi to przerzucę się na blond ;)



 
 
Pozdrawiam! :)


14 listopada 2012

Egzotyczna codziennosc :)

Dzisiaj kilka fotek z Tajlandii, z ostatniej podrozy mojego chlopaka! :)

Udalo mu sie zrobic zdjecie bazaru, gdzie mozna kupic rozne egzotyczne owoce, rowniez te, ktorych w Europie nie mozna dostac. W Bangkoku i innych tajskich miastach czesto zakupy robi sie nie w supermarkecie, a wlasnie na takich bazarach.

 
Kwiaty, ktore mlode dziewczyny chetnie nosza we wlosach. Obecnie produkowanych jest wiele kosmetykow o ich zapachu.
 

A tu jeszcze kilka fotek z tajskiej apteki-drogerii. Mozna tam kupic nie tylko lekarstwa, ale tez wiele rodzajow kosmetykow. Przypuszczam, ze spedzilabym tam kilka godzin :)




PS. Przepraszam za brak polskich liter, ale moj laptop nie wspolpracowal i pisze na innym ;)

13 listopada 2012

Papaja na twarzy :P

Wydaje mi sie, że w Polsce moda na chodzenie na solarium i intensywne opalanie słabnie, choć to tylko moje prywatne obserwacje. W Berlinie ma się za to świetnie, ale- co mnie najbardziej zaskoczyło- nie tylko wśród Europejek o jasnej karnacji! Z moich znajomych opalają się Azjatki (z południowowschodniej Azji, mające z natury śliczny, jakby karmelowy odcień skóry), Turczynki, Mulatki, a nawet Murzynki!
 
Tymczasem w wielu egzotycznych krajach ich rodaczki szukają sposobów na rozjaśnienie karnacji. Poza kremami z filtrem w obiegu są też specjalne parasolki chroniące przed promieniowaniem UV (zwykła niestety nie wystarczy), ubrania z filtrem, a nawet dezodoranty rozjaśniające pachy ;) Co wy na to? ;) W Tajlandii na plaży (nie tej dla turystów, a tej gdzie odpoczywają rodowici Tajowie) siedzi się głównie pod parasolem, a jeśli idzie się do wody to najlepiej w koszulce z długim rękawem, żeby się nie opalić! Na różne ważne okazje (np. ślub kogoś z rodziny) młode kobiety pudrują twarz na biało, czasem także szyję i ręce. Ciocia mojego chłopaka śmiała się, że dziewczynom w upalnym i wilgotnym klimacie (ich wieś leży w północnowschodniej Tajlandii, blisko granicy z Laosem) już na początku takiego wesela puder spływa i na twarzy robią się smugi, ale i tak z niego nie rezygnują. Może to też kwestia tego, że podobno niektóre pudry mają właściwości chłodzące.

Ale puder tylko maskuje ciemną karnację, a parasolki i kremy z filtrem zapobiegają jej dalszemu przyciemnieniu (i powstaniu przebarwień, z którymi ma problem wiele starszych kobiet w Tajlandii). A co można zrobić, żeby uzyskać tak pożądany jaśniejszy odcień cery? Tu z pomocą, poza koncernami kosmetycznymi, przyszła natura. Niektóre Tajki używają plasterka papai do przecierania twarzy. Owoc ten zawiera papainę- enzym działający na skórę złuszczająco. Dzięki takiemu peelingowi cera trochę się rozjaśnia. Przy takim zabiegu trzeba jednak zachować umiar. Znajome Tajki ostrzegały mnie, że jeśli się przesadzi skóra stanie się cienka i będzie wyglądać niezdrowo. Osoby pracujące przy obróbce owoców papai muszą nosić ochronne rękawiczki. Inaczej skóra na ich dłoniach byłaby po jakimś czasie nie do odratowania.

Jednak jeśli będę mieć okazję to jednorazowo wypróbuję tą metodę i dam znać jak się spisała. Bladość mi nie straszna, od ponad roku używam codziennie, niezależnie od pogody kremu z filtrem, żeby uniknąć przedwczesnego starzenia się skóry. Na szczęście mojemu chłopakowi podoba się taka jasna karnacja i nie mamy konfliktu interesów :P

A tu jeszcze mój ulubiony napój- coś w rodzaju bubble tea o smaku fasolki mung ;) Pochodzi z Tajwanu, ale można go kupić w sklepach z azjatycką żywnością w Berlinie. Pyszny i zdrowy- zawiera wapń i żelazo.

 Pozdrawiam i życzę miłego wieczoru :*